Kulig w lesie
Było to 22 lutego 2009 r.
Wyjeżdżamy
Zima się kończy, lecz my wciąż jeździmy. Pewnej deszczowej, ale jeszcze śnieżnej, niedzieli umówiliśmy się z kolegą taty, panem Robertem, i jego córką przed naszym garażem. Gdy byliśmy już wszyscy gotowi zaopatrzeni w sanki plastikowe i drewniane pojechaliśmy w kierunku Wojcieszyc.
Sanki w ruch
Gdy znaleźliśny odpowiednie miejsce i podłączyliśmy sanki i wsiedliśmy na nie w składzie: pierwsze sanki: Ola (córka Roberta), Mama, drugie sanki: Jerzyk (brat) i Ja.
Jechaliśmy dość prostą lecz wyboistą drogą (w lesie). UAZ-ik był w swoim żywiole. Na reduktorze nie szarpał sankami.
Po około 4 kilometrach mojemu bratu się znudziło, więc razem z mamą poszedł do samochodu. Parę kilometrów dalej zrobiliśmy ognisko i upiekliśmy kiełbaski.
Powrót
Wracając także zrobiliśmy kulig tym razam tak szybko jechaliśmy, że nieraz spadaliśmy z sanek. Po pół godzinie cali przemoczeni lecz zadowoleni z dnia wróciliśmy do swoich cieplutkich domów.
Więcej zdjęć z tej wyczeczki jest w galerii